Zwiedzając Mawlamyine i Wyspę Ogrów

                Po dwóch dniach, bo tyle trwała moja podróż z południa Birmy do mniej więcej połowy tego kraju, dotarłam do Mawlamyine (czyt. Mulmejn), dawnej stolicy kraju znajdującej się w regionie Mon. Dlaczego w ogóle chciałam tam dotrzeć? Cała sytuacja była nieprzypadkowa, miałam tutaj kilka rzeczy do zrobienia. I w sumie spędziłam tej okolicy dwa tygodnie. Dobrze myślisz, to nie będzie historia na jeden wpis 🙂

                Na pierwsze kilka nocy zatrzymałam się w Breeze Guest House, hostelu położonym nad zatoką, który był typowym budynkiem z czasów kolonialnych. Tak jak już wcześniej wspominałam, ponieważ Birma dopiero rozwija turystykę, w wielu miejscach nie ma możliwości spania we wspólnych pokojach, za to popularne są jedynki. Tak było i tutaj. Cena była wyższa niż zazwyczaj (około 8$), standard nie był nadzwyczajny, ale przynajmniej miałam zapewnioną prywatność.

                Swoje pierwsze kroki skierowałam na lokalne markety. IMG_20170308_102613-COLLAGEZawsze przy pierwszej styczności z nowym krajem, staram się go poznać obserwując ludzi oraz patrząc na produkty, których używanie. Targowiska to świetne źródło informacji o kulturze, a do tego wspaniałe doświadczenie. Tłum ludzi, nieznane produkty i zapach, choć może nie zawsze przyjemny, to w większości przypadków bardzo intensywny i tak podejrzanie intrygujący 😉

IMG_20170308_102012

                Odwiedzając market w Mawlamyine, dowiedziałam się np. z IMG_20170308_102841czego jest wykonywany, wspominany przeze mnie w poprzednim wpisie,  typowy makijaż birmański. Ta targu znalazłam sklepy z kosmetykami, gdzie przed nimi wystawione były kosze z czymś, co wyglądało jak glina. Okazało się, że jest to thanaka, czyli kosmetyk naturalny, zrobiony z pewnego rodzaju kory. Można go zakupić w kilku kolorach i stosuje się go codziennie, jako pielęgnacja skóry, ochrona oraz dla ozdoby.

makeup

                No dobrze, ale na marketach miasto się nie kończy. Okolica Mawlamyine jest bardzo interesująca, a tak się złożyło, że w tym samym czasie i w tym samym guest housie zatrzymał się mój poznany na Filipinach kolega, Bo z Holandii. W związku z tym mogliśmy wspólnie zwiedzać okolicę 🙂 W ten sposób, pierwszego dnia po przyjeździe wynajęliśmy skuter i wybraliśmy się na wycieczkę.

                Około 30 km od miasta, znajduje się największy na świecie leżący Budda. Nie jest zamknięty w żadnej świątyni, tylko leży na wzgórzu i spogląda sobie w dal. Droga do niego jest pilnowana przez buddyjskich mnichów, których rzeźby podziwialiśmy dojeżdżając do głównej atrakcji. Z pozoru wyglądali tak samo, ze względu na identyczne stroje i pozycję, ale z bliska można było zobaczyć, że lekko się od siebie różnią. Jak ludzie, każdy miał trochę inną twarz, trochę inne oczy… To dosyć dziwaczne, bo sprawiło, że rzeźby wydawały się bardzo człowiecze.

IMG_20170308_114033

                Sam leżący Budda był rzeczywiście imponująco duży. Uśmiechał się do nas leżąc na boku i zapraszał do odwiedzenia swoich wnętrzności. Otóż główna atrakcja znajduje się w jego wnętrzu. Kaplica z mniejszym Buddą (Budda w Buddzie 😀 ) oraz różne sceny ludzi grzecznych i żyjących poprawnie. Sceny piekielne, sceny modłów, sceny z życia codziennego. Znaczenie tego nie było do końca dla mnie zrozumiałe, a sama ekspozycja nie była ani dokończona, ani wytłumaczona.

                Po zwiedzaniu wnętrza Buddy, przeszliśmy na drugą stronę, skąd mogliśmy go podziwiać w całej okazałości. Bardzo drobiazgowa budowla uwzględniała nawet rzęsy. Z takich ciekawostek, naprzeciw aktualnego giganta powstawał drugi. Być może w celu ograniczenia samotności symbolu buddyzmu. Wyglądało to jakby nowy Budda miał leżeć mniej więcej naprzeciwko pierwszego, tak że praktycznie patrzyłyby na siebie.

IMG_20170308_121434

                Ponieważ odwiedzenie tego miejsca wymagało od nas wydostania się dość daleko od miasta, mieliśmy okazję wybrać się do lokalnych knajpek na uboczu. Za niewielkie pieniądze (1500-2000 kyatów, czyli około 4,5-6 zł) zjedliśmy obiad w jednym z takich lokali. Popularna, birmańska sałatka z liści herbata nie przypadła mi do gustu (ale Bo się nią zajadał, także nie należy się sugerować moimi smakami), za to zupa z kapustą i ryż z wołowiną były jak najbardziej w porządku. Ale kuchnia tajska czy indyjska to nie była 😛

IMG_20170308_141738

                A z powrotem, w samym mieście, też oczywiście jest co zobaczyć. Między innymi, warto wybrać się do Kyeik Than Lan Pagoda, ogromnego kompleksu świątyń na wzgórzu. To najważniejszy punkt sakralny na mapie tego regionu. Możemy się dostać od strony wschodniej i zachodniej, a do wyboru mamy schody lub bardzo stare windy. Niezależnie od naszego wyboru, musimy pamiętać, ze do buddyjskich świątyń wchodzi się bez obuwia, dlatego zostawiamy je jeszcze przed wybraniem wejścia. Spokojnie, będą tam jak wrócisz 😉 Gdy w końcu dostaniemy się na górę, rozpościera się stąd widok na Mawlamyine i to na każdą jego stronę.

IMG_20170310_104644

                Na terenie świątyni znajdują liczne, mniejsze ołtarze a także konkretne świątynie, każda IMG_20170310_110136trochę inna od pozostałych, w każdej oczywiście Budda lub nawet kilku, w każdej przestrzeń do medytacji i refleksji. Przechodząc między budowlami, można też znaleźć małe ołtarzyki w ukrytych ogródkach. Warto usiąść na jednej z licznych, kamiennych ławeczek i po prostu cieszyć się słońcem, ciszą i mistyczną atmosferą. Z tych trzech słońce może być dla nas najbardziej dokuczliwą przyjemnością.

IMG_20170310_105003-COLLAGE

                Co jeszcze w okolicy? Warto wybrać się na nocne markety z owocami morza, gdzie zjemy świeże smakołyki i napijemy się lokalnego piwka. Jeden z takich marketów znajduje się tuż przy morzu i jakieś 200 metrów od naszego guest housu. Znaleźliśmy tu kilka opcji żywieniowych i mogliśmy cieszyć się jedzeniem zaledwie kilka metrów od wody, słuchając fal i patrząc na zachód słońca 🙂

                Następnego postanowiliśmy wybrać się na pobliską wyspę, dokąd można się dostać małą drewnianą łódką praktycznie z każdego portu w Mawlamyine. Za przepłynięcie zapłaciliśmy coś w stylu 300 kyat, czyli około złotówki, a sama przeprawa trwała niecałe 30 minut. Ponieważ był odpływ, dotarliśmy jakieś 50 metrów od brzegu, a potem hop do wody i resztę trzeba było przebyć w błotku.

                Wyspa, o której będzie mowa, to Bilu Kyun, czyli wyspa ogrów. Jest to związane z dawnymi wierzeniami i legendami birmańskimi, zgodnie z którymi dawniej na wyspie żyły te dziwne stwory. To naprawdę ogromna powierzchnia, większa niż Singapur! Znajduje się tu około 60 małych wiosek i łącznie żyje tu około 200 000 ludzi. Nie ma tu jednak komunikacji miejskiej, stąd większość osób decyduje się na zorganizowaną wycieczkę (nasz hostel oferował ją za 15$). Z łatwością można jednak wyprawę zorganizować na własną rękę i tak właśnie zrobiliśmy my.

                Różnica pomiędzy miastem, a pierwszą wioską, w której znaleźliśmy się na wyspie, była wręcz skrajna. Wprawdzie i Bo, i ja widzieliśmy już po drodze birmańskie wioski i wiedzieliśmy, że bieda jest wręcz przytłaczająca, ale nie spodziewaliśmy się, że zaledwie kilka kilometrów od miasta ludzie żyją w tak bardzo gorszych warunkach. Drogi były w większości gruntowe i kamieniste, domy bambusowe lub drewniane, a te w pobliżu wody dodatkowo zostały umieszczone na wysokich palach. Można było się domyśleć, że morze sprawia im od czasu do czasu kłopoty, a może nawet częściej.

IMG_20170309_105653

                Ludzie byli jednak bardzo przyjaźni i uśmiechnięci. Wszyscy, IMG_20170309_111637których spotykaliśmy po drodze, witali się z nami, pozdrawiali i ogólnie reagowali na nas bardzo pogodnie. Innych turystów za to nie widzieliśmy wcale, więc nie miało się wrażenia, że zrobiono z tych ludzi małpki w zoo, tylko rzeczywiście można było zobaczyć, jak żyją. Opuściliśmy więc wioskę i ruszyliśmy przez pola, do kolejnej. Nie mieliśmy konkretnego planu, po prostu szliśmy przed siebie.

                Nawet drogi łączące kolejne wioski były gruntowe i piaskowe. Przy temperaturze 40 stopni IMG_20170309_113948mogłoby to się dawać we znaki, ale wzdłuż naszej trasy rosły drzewa, a co jakiś czas mogliśmy się zatrzymać przy wodopoju i napić zimnej wody. No właśnie, to taki miły akcent w birmańskiej kulturze. Bardzo często, w różnych punktach miast, wsi czy np. przy świątyniach, znajdują się punkty z kilkoma dużymi, glinianymi dzbanami, wypełnionymi świeżą wodą. Każdy może podejść i się napić ze wspólnego kubeczka. I przysięgam, że nigdy nawet trochę nie rozbolał mnie od tego brzuch, a korzystałam z tych miejsc milion razy.

                W następnej wiosce poznaliśmy jednego z jej mieszkańców, z którym dogadaliśmy się co do ceny za zwiedzanie wyspy. IMG_20170309_125428-COLLAGEZaproponował nam wycieczkę za 12 000 kyat, w ramach której zabrał nas do kilku najciekawszych wiosek. Wpakowaliśmy się na pakę jego pick-upa i ruszyliśmy w trasę. Na wyspę ogrów przypływa się, aby zobaczyć małe, lokalne produkcje, różnych, typowo birmańskich produktów. Tytoń, przedmioty drewniane czy np. produkcja gumek recepturek, wszystko to znajdziemy w kolejnych punktach na wyspie. Tylko musimy wiedzieć gdzie szukać.

                Najbardziej zaintrygowały mnie dwie odwiedzone przez nas fabryki. W pierwszej znaleźliśmy kobiety pracujące nad wyrobieniem czegoś, co wyglądało jak ołówki, ale były zrobione w całości z kamienia. Jedna z nim cięła surowiec na równe kawałki, kolejna ostrzyła jego zakończenie, a trzeci grupowała je po kilkanaście czy kilkadziesiąt i przygotowywała do sprzedaży. Gdy jednak próbowałeś coś napisać tym cudem, nie było to takie proste. Dla specjalnego „ołówka” potrzebny był specjalny „papier”.

IMG_20170309_130847-COLLAGE

                Przejechaliśmy więc do miejsca, w którym produkowane były kamienne tabliczki. Ze specjalnego, wyszlifowanego kamienia, powstawały różnej wielkości płytki. Te oprawiano w drewno, które ułatwiało utrzymanie jej w ręki, a także zabezpieczało przed potłuczeniem. Potem grupowano tabliczki i przygotowywano do dystrybucji. Ciekawy jest fakt, że zarówno tabliczki, jak i wcześniej opisane przez mnie ołówki, są produkowane wyłącznie na wyspie ogrów, za to sprzedawane w całej Birmie.

IMG_20170309_132006-COLLAGE

                O co właściwie chodzi o dlaczego coś takiego cię tworzy? Otóż to właśnie są narzędzia pracy uczniów w IMG_20170309_131629tym kraju. Po skompletowaniu tabliczki i ołówków, każdy dzieciak w kraju bierze taki zestaw do szkoły i to właśnie na nim robi notatki i rozwiązuje zadania. Papier jest za drogi dla Birmańczyków, dlatego do poziomu licealnego, do którego aż tak wielu tutaj nie dociera, korzysta się właśnie z takich kamiennych tabliczek. To był chyba dla mnie największy szok, bo nie miałam pojęcia, że po czasach starożytnych coś takiego w ogóle ma jeszcze miejsce. W XIX w.

                Ostatnim odwiedzonym przez nas punktem była fabryka bambusowych kapeluszy. To typowe birmańskie nakrycie głowy, podobne do tych, które znamy także z innych azjatyckich krajów. Przede wszystkim, szerokie rondo ma za zadanie chronić od słońca i zapewniać cień, a naturalne tworzywo wykorzystane do jego produkcji zapewnia przewiew. Wspierając lokalny biznes, kupiliśmy sobie z Bo po kapeluszu (1500 kyat).

IMG_20170309_110739-COLLAGE

                Przyszedł czas, żeby opuścić wyspę, a musisz wiedzieć, że zakazany jest tutaj nocleg turystów. W związku z tym około godziny 16:00 wróciliśmy do portu (tym razem był przypływ, więc mogliśmy prosto z mostu wejść do łodzi) i ruszyliśmy w powrotną drogę. Oczywiście, im później się pojawisz, tym więcej musisz zapłacić za przyjemność legalnego powrotu do miasta. Po południu spada liczba zainteresowanych podróżą i jeżeli okaże się, że jesteś jednym z niewielu pasażerów lub jeszcze gorzej, jedynym, to cena będzie jak za prywatny rejs. Nas akurat nie kosztowało to dużo więcej, ale odrobinę tak (500 kyat).

IMG_20170309_164510

                Trzy dni na zwiedzenie Mawlamayine i okolicy to niedużo, ale warto zahaczyć o ten punkt na mapie Birmy. Jak już wiesz, ja zostałam jeszcze dłużej, ale do tego wrócimy następnym razem 😉

Jedna myśl nt. „Zwiedzając Mawlamyine i Wyspę Ogrów”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.