Są takie miejsca, których właściwie nie da się opisać. Trzeba je po prostu zobaczyć i doświadczyć ich magii na własne oczy, na własnej skórze. Bagan zdecydowanie do nich należy. Jedno z najbardziej niesamowitych miejsc w mojej podróży, które urzekło mnie swoją historią i… I całą resztą, którą postaram się podzielić.
Mój pobyt w Bagan był bardzo krótki, ale zapadł głęboko w moje pamięci. Miasto dzieli się na stare i nowe, i jak się zapewne domyślacie, przyjeżdża się zwiedzać to stare, a często mieszka w nowym 🙂 Dotarłam na miejsce popołudniu, bezpośrednim autobusem z Mandalay. Mój czas był mocno ograniczony, miała tylko jedno popołudnie i cały następny dzień na doświadczenie tego, co oferuje Bagan. Ale z założenia mogło to wystarczyć.
Teraz już wiem, że następnym razem spędzę w Bagan trochę więcej czasu, bo naprawdę warto. Ale wtedy miałam wyłącznie półtorej dnia i ogromną motywację. I też się udało 🙂
Bagan to miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić będąc w Birmie. W starej części miasta znajduje się ponad 2000 świątyń buddyjskich i zaledwie kilka hinduskich (niegdyś 10 000!), dzięki którym tworzy się niezwykły krajobraz okolicy. To zupełnie pusta, chroniona okolica, w której nie ma nic poza starożytnymi ruinami z XI-XIII wieku. Jest to ogromny obszar, wypełniony przez dziką naturę (w suchym klimacie Birmy są to głównie krzaki i trawy) i piękne, ceglane i kamienne ruiny.
Niestety, czas nie wpływa korzystanie na stan budowli. Dopiero niedawno UNESCO wzięło pod swoje skrzydła stare Bagan i aktualnie świątynie są pod stałą ochroną. W poprzednich latach były one jednak regularnie plądrowane i zniknęło wiele cennych ozdób. Do tego Birma regularnie mierzy się z trzęsieniami ziemi, gdzie ostatnie w Bagan miało miejsce w sierpniu 2016r. Wówczas zostało uszkodzonych ponad 400 świątyń.
Jak pisałam, dotarłam popołudniu, odpoczęłam chwilę i od razu ruszyłam na pierwszą atrakcję. Jest to zachód słońca podziwiany z jednej z wyższych świątyń. Obszar wielki, a ja też jestem dosyć daleko – jak tam dojechać? Większość hoteli/hosteli oferuje wynajem tak zwanych e-bike’ów. Są to elektryczne skuterki, które mogą rozpędzić się do około 45 kilometrów na godzinę. Za 6 000 kyat (jakieś 18 zł) wypożyczyłam jedno takie cudo na 24 godziny.
To co na pewno mogę Wam polecić, to nie kierować się do najpopularniejszych punktów. Aplikacje, TripAdvisor czy poradniki turystyczne doradzą Wam świetne miejsca, z genialnymi widokami, ale możecie być pewni, że będzie tam 100 innych osób. Ja rozmawiałam z innymi osobami, które były przede mną w Bagan, ale też nie brałam sobie ich porad wszystkich jako „muszę też tam”. Jasne, warto podjechać do tych popularnych świątyń, bo zwykle są one lepiej zachowane i bardziej zadbane. Ale warto samemu też zapuścić się i trochę pogubić wśród ruin.
Na zachód słońca skierowałam się w popularne miejsce i cieszyłam widokiem otoczona wieloma innymi osobami. Było uroczo, ale mało kameralnie. Potrzebowałam ucieczki, więc po obejrzeniu znikającego za świątyniami słońca, przejechałam się nad rzekę na kolację. Warto zjeżdżać w poboczne uliczki, odkrywać inne ścieżki i docierać do typowo lokalnych miejsc. Zobaczyć, gdzie mieszkańcy Bagan przychodzą obejrzeć zachód słońca i pobawić się z lokalnymi dzieciakami w okolicy świątyń mniej popularnych.
Zachód słońca był urzekający, ale jeszcze piękniej zapowiadał się wschód. Wymagało to ode mnie pobudki przed godziną szóstą i jeszcze przed śniadaniem, pojechania z powrotem do starego Bagan. Znów w pierwszej kolejności skierowałam się do popularnej, wysokiej świątyni. Kupiłam sobie herbatkę, wspięłam się na jeden z wyższych poziomów i czekałam.
Zaczęło przychodzi coraz więcej i więcej ludzi, więc coraz bardziej przypominało to atmosferę z dnia poprzedniego. W związku z tym, postanowiłam wskoczyć na skuter i poszukać swojego miejsca. Naprawdę nie jest trudno znaleźć puste miejsce, gdzie w spokoju i ciszy możemy podziwiać magię wschodu. A naprawdę jest co.
Samo słońce wyłania się z mgły, która wciąż spowija ruiny świątyń. Powoli oświetla cegłę budowli i w pomarańczowo-czerwonym blasku wyłania się spomiędzy kopuł. To jednak nie wszystko. Z drugiej strony, nad rzeką, w niebo zaczynają wznosić się balony. W miejscu, do którego dotarłam i postanowiłam cieszyć się magicznym porankiem, docierała do mnie jeszcze rytualna muzyka. Nie wiem, czy były to buddyjskie modły czy śpiewy związane z poranną medytacją, ale wszystko to razem sprawiało niesamowite wrażenie. Poranna poświata, powoli wznoszące się słońce, coraz więcej balonów na niebie i piękne dźwięki. Dopiero po dwóch godzinach udało mi się ruszyć z miejsca. I to tylko dlatego, że zgłodniałam i przyszedł czas na śniadanie 😛
Dzień spędziłam jeżdżąc na skuterze po okolicy, próbując lokalnych dań, odwiedzając kolejne świątynie. Niektóre zupełnie puste w środku, inne z przedstawieniem buddy, obrazami, kwiatami czy misternymi zdobieniami. Przy jednej z popularnych świątyń spotkałam dziewczynkę, która pokazała mi, na które świątynie można się wspinać, ale nie wiedzą o tym turyści. Stamtąd mogłyśmy podziwiać panoramę starego Bagan i nikt nam nie przeszkadzał. Opowiadała mi o trzęsieniach ziemi, szkodach, ale też które budynki są jej ulubione i że w przyszłości będzie przewodnikiem i oprowadzającym tutaj turystów. Stąd zależy jej na mówieniu po angielsku z kim tylko ma okazję 🙂
I to tyle, ale dla mnie aż tyle. Niecałe dwa dni w mieście, które skrywa wiele tajemnic. Ukryte świątynie, przesympatyczna lokalna ludność i świątynie. Magiczna panorama na stare, ponad 1000-letnie budowle. Architektura, której nie znamy, a która zachwyca pomimo upływu lat. Nie przekonałam Cię? No właśnie wiedziałam, że tak będzie. Bo to trzeba zobaczyć! A warto się tam wybrać jak najszybciej, dopóki jeszcze stoi. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie kolejne trzęsienie ziemi…