71% powierzchni Ziemi zajmuje woda. To znaczy, że nawet jeśli odwiedzimy wszystkie miejsca na świecie, wszystkie kraje i dostępne lądy, nadal pozostanie ponad ⅔ nieodkrytej przez nas przestrzeni. Oczywiście już samo zobaczenie tych 29% świata to spore wyzwanie i masa miejsc do odwiedzenia, ale czy nie warto przynajmniej pomyśleć o poszerzeniu swoich możliwości?
Ten pierwszy raz…
Pamiętam jak pierwszy raz nurkowałam. Miałam 15 lat, razem z mamą pojechałam na wakacje do Egiptu. Przez większość czasu poznawałam kulturę i mitologie egipskie, kilka dni zostało mi zabranych przez klątwę faraona i dochodzenie do siebie. Kiedy jednak odzyskałam siły na tyle, żeby móc względnie normalnie funkcjonować, wybrałyśmy się z mamą na wycieczkę z nurkowaniem.
Nie pamiętam co czułam przed. Wiem, że sam pomysł wydawał mi się ekscytujący. Nigdy wcześniej nie nurkowałam, nigdy nawet o tym nie myślałam, nie miałam więc żadnych oczekiwań. Wypłynęliśmy łódką na morze, planowane były dwa zejścia, na 10 i 12 metrów. Czy ktoś mi pokazał znaki i wytłumaczył co się będzie działo? Nie jestem pewna. Mój angielski mógł być już niezły, ale nie znałam specjalistycznego języka. Angielski mojej mamy na pewno nie służył pomocą. Wytłumaczono mi, co zrobić jeżeli zatykają mi się uczy, a potem wskoczyłam do wody za rączkę z instruktorem, który właściwie robił wszystko za mnie.
Technicznie – nie nauczyłam się wtedy niczego. Poziom stresu i ekscytacji, były ekstremalne. Ale to nie miało wtedy znaczenia, wtedy najważniejsze było to, co zobaczyłam.
Kolory, zwierzęta, podwodny świat powalił mnie z nóg (a może raczej wybił z płetw?). Patrzyłam i byłam zachwycona. Koralowce w tak intensywnych barwach, jakich długo potem nie widziałam. Ryby, od tych malutkich, po te kilkudziesięciometrowe, tak kolorowe, tak zwinne, tak wolne. Rośliny swobodnie poddające się prądom wody, pełne kolejnych ukrytych stworzeń i wymyślnych form. Świat, którego nie znałam, którego nigdy nie widziałam, który był tak inny od wszystkiego co dotychczas widziałam.
Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia? Nie jestem pewna. Przez lata później nie nurkowałam, ale obrazy pozostały w mojej głowie na zawsze. Kolejna okazja nadarzyła się dopiero wiele lat później, gdy wyruszyłam w podróż do Azji i odkryłam, że na Filipinach jest to bardzo popularna forma rozrywki. Mogłam więc po raz kolejny znaleźć się w tym niezwykłym podwodnym świecie.
Zakochaj się w nurkowaniu
Jak to jest z tym nurkowaniem? Pod wodą panuje zupełnie inny gwar, niż ten, który znamy. Przede wszystkim – z oczywistych względów – nie słyszysz głosów. Nie rozmawiasz ze swoim partnerem, porozumiewacie się wyłącznie używając gestów. Jedyne dźwięki, które słyszysz to ruch wody i powietrze zebrane w uciekające na powierzchnię bąbelki. Dźwięk pod wodą jest rozproszony, ciężko określić skąd do nas przychodzi, dlatego słuch może nas zawieść. Ważniejsze są zupełnie inne zmysły, przede wszystkim wzrok. Chłoniesz wszystkie obrazy i zjawiska, nie wchodząc z nimi w interakcję. Nie dotykasz, nie zaburzasz porządku, po prostu delektujesz się innością i wyjątkowością odkrywanego świata.
To trochę jak medytacja, gdzie w ciszy poddajesz się myślom i obrazom, pozwalasz im przepływać przez Twoją głowę i zapisywać się w komórkach. W tym czasie skupiasz się wyłącznie na równym i spokojnym oddechu. Nurkowanie to relaks i zabawa, powinno mieć swój stały rytm wyznaczany przez Twój wdech i wydech. Do tego dochodzi uczucie nieważkości, lekkości spowodowanej wypornością wody. Wszystko to składa się na niezwykłe doświadczenie, niemożliwe do przeżycie gdziekolwiek indziej.
Miałam okazję dwa razy nurkować na Filipinach, potem jeszcze raz na Cyprze. Wybierając się w kolejną podróż do Azji chciałam, żeby nurkowanie było jednym z podstawowych jej celów. Postanowiłam jednak pójść o krok dalej postarać o się o oficjalne uprawnienia, które upoważniają do nurkowania z partnerem, a nie opiekunem. I dlatego zdecydowałam się na kurs SSI Open Water.
Kurs Open Water – co to takiego?
SSI (Scuba Schools International) to organizacja zrzeszająca nurków z całego świata, jeden z najbardziej znanych podmiotów zajmujących się nauką nurkowania i promowaniem odpowiedzialnego oraz bezpiecznego dla środowiska stylu życia związanego z tym sportem. Możesz kojarzyć alternatywną organizację PADI (Professional Association of Diving Instructors), która ma dokładnie takie same założenia i jest równie popularna. Oprócz tego istnieje wiele innych tego typu stowarzyszeń, które również umożliwiają uzyskanie uprawnień nurka, dlatego jeżeli jesteś zainteresowany możesz zrobić większy research i sprawdzić co jest w Twojej najbliższej okolicy lub miejscu, do którego wybierasz się na wakacje. SSI i PADI są najczęściej wybierane ze względu na dużą liczbę ośrodków (i niezły marketing).
Kurs nurkowania trwa 3-4 dni i w moim przypadku składał się z dwóch sesji w basenie oraz czterech nurków w oceanie. Do tego w dedykowanej aplikacji SSI miałam dostęp do teorii, która szczegółowo odnosiła się do kwestii odpowiedzialności każdego nurka, procedur bezpieczeństwa, zagrożeń czy warunków. Były nawet zagadnienia związane z fizyką, obliczaniem ciśnienia czy wypornością wody – to nie była najłatwiejsza część, ale jestem pewna, że dzięki swojej motywacji zrozumiałam więcej niż gdy temat był omawiany w liceum! Całość kończyła się testem: 50 pytań jednokrotnego wyboru. Powiem szczerze, że uczyłam się ostro, a stresowałam jak przed obroną na studiach. Ale udało się, 48/50 punktów i certyfikat Open Water Diver!
Ukończony kurs pozwala mi schodzić pod wodę z partnerem a nie opiekunem (różnica jest łatwo widoczna: partner płynie obok, a Ty sam zajmujesz się swoim sprzętem; opiekun trzyma Cię praktycznie cały czas za kamizelkę i większość za Ciebie robi) i odkrywać cały niesamowity podwodny świat do 18 metrów pod poziomem morza. Mam też możliwość kontynuowania swojej przygody, poprzez zdobywanie kolejnych specjalizacji i kończenie kolejnych kursów.
Po zdobyciu certyfikatu, postanowiłam w pierwszej kolejności “pobawić się” i poćwiczyć pozyskane umiejętności. Nabrać doświadczenia dzięki kolejnym zejściom i czerpać czystą przyjemność z fun dive’ów. Okolice wysp Gili, Lombok i Bali oferują mnóstwo wartych odkrycia miejsc, w których można spotkać różne rodzaje żółwi, mniejsze i większe ryby, rekiny, wielobarwne koralowce układające się w przeróżne fantazyjne kształty oraz wiele innych form z podwodnego świata. Nurkowanie poza kursem pozwala cieszyć tym wszystkim zmysły, bez konieczności poświęcania czasu na ćwiczenia. To przyjemność w najczystszej postaci.
Kolejnym krokiem miał być Advanced Adventurer – kurs, w ramach którego masz okazję spróbować 5 różnych specjalizacji. Wśród nich znajdują się między innymi nurkowanie we wrakach, w nocy, fotografia podwodna, z innym powietrzem w butli, co pozwala na jeszcze głębsze zanurzenie itd. Są też specjalizacje bardziej uwarunkowane geograficznie, jak nurkowanie w suchym kostiumie (pozwala na nurkowanie w zimnej wodzie) czy nurkowanie pod lodem, których z oczywistych względów nie mogłam wybrać w Indonezji.
Niestety, byłam na etapie dokonywania wyboru, gdy zapadła decyzja o moim powrocie do Polski. Udało mi się zaliczyć jedno zejście na większą głębokość (w ramach specjalizacji deep dive), dzięki czemu teraz mogę nurkować aż do 30 metrów. Na tym jednak moja przygoda się skończyła…
W Indonezji łącznie zaliczyłam 8 zejść pod wodę. To 8 niesamowitych przeżyć, które są już zapisane jako moje doświadczenie nurkowe. Cieszę się, że udało mi się zrealizować ich aż tyle, biorąc pod uwagę, że na Gili spędziłam zaledwie 2 tygodnie. A co dalej? Mój kurs jest nadal otwarty, przez najbliższy rok mam dostęp do teorii, mogę teraz szczegółowo zapoznać się z każdą specjalizacją i kontynuować swoją podwodną przygodę, gdy tylko będzie to możliwe. Pozostaje czekać, aż będę mogła wrócić do tego niesamowitego świata, a tymczasem pocieszać się wciąż żywymi w mojej głowie wspomnieniami.