Podobno, aby względnie dobrze poznać Indie, należałoby poświęcić miesiąc na północ i miesiąc na południe tego kraju. Jest tu tyle miejsc do zobaczenia, trudno zdecydować co wybrać, a pewnie nawet mając dwa miesiące do dyspozycji, nie udałoby się wybrać we wszystkie, najważniejsze miejsca. A ja nie miałam nawet tygodnia na zwiedzanie…
Po ślubie byłyśmy wykończone i uciekałyśmy od imprez. Nie miałyśmy jednak za dużo czasu na odpoczynek, gdyż na zwiedzanie Indii pozostało nam zaledwie niepełne 5 dni. Pierwszy dzień poświęciłyśmy na odpoczynek, ale od dnia następnego ruszyłyśmy zwiedzać Delhi. Dołączyli do nas Maria i Borys i razem, w tradycyjny sposób, czyli Tuk tukiem, ruszyliśmy na miasto.
1. Brama Indii
Pierwszym punktem była potężna Brama Indii lub inaczej Brama Delhi (ang. India Gate), o wysokości 42 metrów. Stosunkowo młoda budowla, niespełna 100 letnia, ale bardzo ważna dla Hindusów. Jest pamiątką po pierwszej wojnie światowej, sprezentowana przed brytyjskiego księcia na cześć poległych hinduskich żołnierzy.
Jak można się domyśleć, turystów wokół bramy nie brakowało, co za tym idzie, byli też uliczni sprzedawcy. Na prostych matach lub dywanach wystawiali różnego rodzaju akcesoria, bransoletki czy wisiorki, a także drobne przekąski czy napoje. Większość po zawyżonych cenach, dostosowanych do (oczywiście) bogatych turystów. Zmierzając w stronę bramy trzeba było uzbroić się w cierpliwość i dzielnie znieść wszystkie zaczepki sprzedawców.
Pod samą bramą wcale nie było lżej. Poza turystami, których spotkaliśmy stosunkowo niewiele, było wielu lokalnych zwiedzających, a także wycieczki ze szkół. Tu po raz pierwszy na poważnie poznaliśmy smak bycia białym w Azji. Co chwilę podchodził ktoś i prosił o zrobienie wspólnego zdjęcia, na którym nawet nie starali się, aby była widoczna brama. Gdy już raz się zgodziłeś, kolejne osoby ustawiały się w kolejce i zachęcająco uśmiechały się pokazując na telefon. Setki selfie na sekundę! Dzieci chciały Cię koniecznie złapać za rączkę albo przybić piątkę, a Ty nawet nie miałeś jak zrobić porządnego zdjęcia obiektu, dla którego zjawiłeś się w tym miejscu. Niestety bardzo szybko musieliśmy stamtąd uciec.
2. Czerwony Fort
Czerwony Fort znajduje się stosunkowo blisko Bramy Indii, można tam w kilka minut dojechać tuk tukiem. W ten oto sposób, znaleźliśmy się na zatłoczonym i głośnym starym mieście, nad którym królowała wielka, ceglastoczerwona twierdza. Mur fortu ma długość 2,5 km, więc możecie sobie wyobrazić jak wielką zajmuje powierzchnię i jak imponująco wygląda już z zewnątrz. Pełnił on rolę pałacu po przeniesieniu stolicy z Agry do Delhi i jest także symbolem uzyskania niepodległości Indii, tym samym uwolnienia się od władzy Wielkiej Brytanii niedługo po drugiej wojnie światowej.
Wewnątrz fortu znajduje się kilka mniejszych budynków, lepiej lub gorzej zachowanych. Można zobaczyć różne style architektury hinduskiej, które zmieniały się na przestrzeni lat. Małe świątynie, budynki mieszkalne czy sale audiencyjne powstawały w różnych okresach, stąd ich różnorodność. Niestety nie wszędzie można było wejść, aby z bliska przyjrzeć się zdobieniom i rzeźbieniom na ścianach. Przyjemny był jednak sam spacer po ogrodach fortu, pomiędzy wszystkimi tymi pomieszczeniami.
Aby dobrze zwiedzić fort należy na to poświęcić przynajmniej 2 godziny, a to luksus, którego ponownie nam zabrakło. W związku z tym bardzo szybko udaliśmy się do wyjścia, mijając ostatnie bramy i żegnające nas ogromne posągi czarnych, kamiennych słoni. W tym momencie można też było zobaczyć jak grube są mury otaczające fort i poczuć całą potęgę budowli.
3. Świątynie i wielkie bazary
Targowisko zaczyna się właściwie zaraz po wyjściu z Czerwonego Fortu i w sumie to nie wiadomo gdzie się kończy. Wystarczy przejść przez ulicę, odpowiedzieć przecząco wszystkim taksówkarzom, kierowcom tuk-tuków i zwykłym interesantom, przebić się przez ulicę bez konkretnych zasad ruchu drogowego i nagle znajdujemy się w jeszcze większym tłoku i chaosie 🙂
W zależności od tego gdzie pójdziemy, na bazarze możemy znaleźć różne rzeczy: bardzo tanie ubrania, podejrzane jedzenie czy chińskie plastikowe zabawki czy podróbki różnych zegarków. Na pewno trzeba pilnować swoich rzeczy, bo bazar jest bardzo zatłoczony i niestety nie każdemu można ufać. Sprzedawcy głośno nawołują, aby to właśnie u nich cos kupić lub po prostu są ciekawi tego „how are you” i „where are you from” (i tak już zostanie w Azji 😉 ). Warto się przygotować na spacer po hinduskim bazarze, gdyż jest on naprawdę ogromny, a różne rzeczy można znaleźć w różnych jego częściach. Sprawdzając wcześniej co i gdzie, można uniknąć znalezienia się nagle np. w części, w której tylko sprzedają kartki ślubne (co przytrafiło się mnie).
Pomiędzy stoiskami można doszukać się czasem małych lub większych świątyń, które warto odwiedzić. I tak oto nam udało się trafić do małej, skromnej świątyni buddyjskiej, a następnie do wielkiego muzułmańskiego meczetu. To o czym warto pamiętać, to ściągnięcie butów przed wejściem do obu tego typu świątyń. Trzeba się też liczyć, że nie wszystkie części meczetów są dostępne dla zwiedzających lub wiąże się to z dodatkową opłatą. Dodatkowo płaci się także za możliwość robienia zdjęć w takim miejscu.
4. Agra i magiczne Taj Mahal
To, na co chyba najbardziej czekałam. Wycieczka do Agry, która znajduje się ponad 200 km od New Delhi, zajęła nam cały dzień i nie ma opcji, aby zrobić to szybciej. Warto jednak na spokojnie zobaczyć to miejsce, bez presji czasu, aby móc swobodnie zachwycić się jednym z największych cudów architektury.
Taj Mahal to nie tylko jeden, najbardziej znany budynek, to także kompleks innych budowli i otaczających je ogrodów czy fontann. I to właśnie przechodząc przez ceglastoczerwone budowle, a następnie bramy prowadzące do ogrodów, dojdziemy do tej wspaniałej świątyni/grobowca z XVII w. Przechodząc przez ostatnią bramę widzimy już wspaniałą budowlę, która jest tak jasne, że zmywa się z otaczającą ją pustką i niebem. Pierwsze wrażenie, gdy biały budynek ukazuje się tuż za bramą, a Ty musisz zmrużyć oczy, żeby go zobaczyć, zapowiada już jak bardzo niesamowity obraz nas czeka.
Zaraz po przejściu znajdujemy się w ogrodach, gdzie po środku ciągną się wielkie fontanny. Wszystko wydaje się idealnie symetryczne: grobowiec, ogród, fontanny i inne znajdujące się w pobliżu budynki, które postawiono w równych odległościach od Taj Mahal. Przewodnik potwierdził perfekcje w tworzeniu tego miejsca i ujawnił, że tylko jeden element zaburza tę symetrie. Ale o tym później.
Taj Mahal powstało z miłości do jednej z wielu żon ówczesnego własdcy muzułmańskich Indii, Szahdżahana. Gdy zmarła w trakcie porodu czternastego z potomstwa (sic!), zgodnie z jej prośbą, małżonek zajął się budową mauzoleum godnego zmarłej żony. Wielu uważa, że po skończeniu budowy zabił wszystkich rzemieślników, aby nigdy więcej nie wznieśli czegoś równie wspaniałego. Nasz przewodnik zapewnił nas jednak, że to bajki. Władca zrobił coś jeszcze sprytniejszego: dał budowniczym dożywotnią, wysoką pensję, aby już nigdy nie musieli pracować. I tak oto do dziś potomkowie tych rzemieślników mieszkają w Agrze i zajmują się renowacją grobowca, gdyż nikt poza członkami ich rodziny nie zna tajemnic konstrukcji.
Podchodząc do Taj Mahal szybko dostrzegasz, że nie jest to zupełnie biały budynek. Z bliska widać wiele drobnych kamieni, które układają się w kwieciste wzory. Każdy płatek to osobny kamień, który zostaje zeszlifowany w idealny kształt i jest tylko jedną bryłką. Biały kamień, z którego jest większa część budynku to także idealnie wyszlifowane marmur. Nawet nie chcę sobie wyobrażać ile coś takiego musi ważyć.
Wewnątrz znajduje się odpowiedź na zaburzenie symetrii. Idealnie na środku położony jest grób żony władcy, jednak po jego lewej stronie znajduje się mniejszy sarkofag, w którym leży sam Szahdżahan. To jego córka zadecydowała, aby ojciec po śmierci znalazł się obok ukochanej małżonki.
W środku panuje półmrok, ale oprócz sarkofagów nie ma też co tam oglądać. Warto jednak zwrócić uwagę na kamienie wewnątrz grobowca. Gdy skierujemy światło na jakikolwiek kamień nic specjalnego się nie wydarzy. Jeżeli jednak oświetlimy czerwony kamień, światło przez niego przejdzie i rozszczepi się. W fabrykach znajdujących się w Agrze można zakupić różne marmurowe przedmioty, np. świeczniki czy stoliki, które są wytwarzane przez potomków budowniczych Taj Mahal. Właśnie dzięki przyzdobieniu tych przedmiotów przez kolorowe kamienie, w tym te czerwone, oświetlenie ich daje niesamowity efekt. Ma to jednak oczywiście swoją (bardzo dużą) cenę 😉
Problem z Taj Mahal jest taki, że robi niesamowite wrażenie, ale jest to trudne do opisania. To po prostu trzeba zobaczyć! Po wyjściu ze środka, można wciąż przejść się po ogrodach, zobaczyć między innymi symetrycznie położone po obu stronach mauzoleum meczety (tym razem czerwone) lub usiąść na jednej z marmurowych ławeczek przy fonatannach, na których siedziała między innymi Księżna Diana. Na sam koniec warto wybrać się na drugą stronę rzeki i stamtąd popatrzeć na zachód słońca. Musicie mi uwierzyć, że promienie odbijające się od tej niesamowitej budowli to widok, który zapamiętacie do końca życia.
A na koniec jeszcze kilka słów o tym jak poruszać się w Nowym Delhi:
- Riksza – bardzo turystyczny środek komunikacji, nie nadaje się na dalekie dystanse. No bo wyobraźcie sobie faceta, który jedzie na rowerze, z dwójką ludzi na krzesełku z tyłu i pedałuje kilka kilometrów. To się nie może udać… Poza tym wcale nie wychodzi wtedy tanio i zabiera mnóstwo czasu.
- Tuk-tuk – dużą zaletą tuk-tuków jest fakt, że w komunikacyjnym
chaosie Indii, potrafią się wcisnąć w każdą lukę między samochodami. Na siłę można się wepchać w cztery osoby, ale nie każdy kierowca się zgadza, jest super niewygodnie, a dodatkowo możecie zostać policzeni dużo więcej. - Uber – wiem, że mało egzotyczny środek komunikacji, ale bardzo często wychodzi taniej niż tuk-tuk, a jest milion razy wygodniej. Dodatkowo w Indiach możecie zamówić Ubera, który daje możliwość dzielenia rachunku z innymi pasażerami, którzy jadą w podobnym kierunku i których po prostu zabieracie po drodze. Wtedy w ogóle jest to super opcja. Uwaga tylko, kierowcy bardzo krótko czekają i może się zdarzyć, że jak Was nie ma w wyznaczonym miejscu, po dwóch minutach odjadą.
- Metro – szybko i super tanio! Zdecydowanie polecam, bo świetnie funkcjonuje, często jeździ i kosztuje grosze. Jedyne z czym musicie się liczyć, to gapienie. Ale jak trochę posiedzicie w Indiach to na pewno przywykniecie 😉
To już koniec historii Indii. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się w zaledwie 2 tygodnie. Mam nadzieję, że te kilka wpisów o tym jak jest w tym szalonym kraju (a przynajmniej w New Delhi i na hinduskim weselu) zachęcą Was, aby kiedyś się tam wybrać. Ja jestem zachwycona, bo są przecież jeszcze historie, które zachowałam dla siebie i będą tylko moimi wspomnieniami 🙂
2 myśli nt. „Indie na szybko, czyli Delhi Express”